Życie codzienne w indiańskim obozie na Wielkich Równinach warunkowały pory roku. Wiosna, lato i wczesna jesień były okresem polowań na bizony i przygotowywania zapasów na zimę. Takie działania wymuszały konieczność częstego przenoszenia obozu w ślad za stadami tych zwierząt.
Mięso upolowanych zwierząt kobiety kroiły na cienkie plasterki i wieszały na specjalnych suszarkach. Po wysuszeniu Indianki ucierały je na proszek i mieszały z bizonim tłuszczem oraz jagodami, a czasem z suszoną miętą. Tak powstawał pemmikan, podstawa zimowych zapasów. Można go było przechowywać nawet kilka miesięcy.
Suszone mięso stanowiło niezwykle ważne źródło białka, szczególnie zimą. Do dziś jest cenionym przysmakiem. Doskonale do suszenia nadaje się wołowina oraz dziczyzna (z jelenia oraz łosia). Mięso należy poddać moczeniu, myciu a następnie przyprawić miętą, pieprzem lub czosnkiem. Ostre przyprawy odstraszają skutecznie owady.
Można również suszyć mięso bez dodatków, rozwieszając przygotowane kawałki na sznurkach w dobrze przewietrzonym miejscu (ale nie nasłonecznionym). Końce każdego zwisającego kawałka oddziela się od siebie patyczkami, aby przyspieszyć suszenie. Oczywiście, Indianie znali również metodę przyspieszania suszenia, poprzez rozpalanie małego ogniska. Mięso w ten sposób suszone jest dodatkowo podwędzane, co wpływa na zmianę jego smaku i zapachu. Do ognia można dorzucać liście drzew, np. topoli, co pozwala uzyskać bardziej miękkie mięso.
Zimą Indianie mieszkali w tzw. obozach zimowych, nie przemieszczali się i z rzadka tylko polowali. Skórzane tipi wraz z tzw. „wewnętrzną ścianką” i palone wewnątrz ognisko nie chroniły dostatecznie przed przenikającym do szpiku kości zimnem. Temperatury spadały często do minus czterdziestu stopni Celsjusza. Wówczas pozostawało tylko siedzieć w tipi, okrywać się ciepłymi skórami bizonów, pokrytymi gęstym futrem i przyrządzać pożywne rosoły z bizoniego tłuszczu ze sproszkowanym mięsem.